[PATRONAT] Prolog "River" Samantha Towle



Potwory wcale nie chowają się w ciemnościach.
Mogą być bardzo blisko, na widoku.
Ubierać się w zwykłe ubrania.
Mieć zwykłe twarze.
Mieć zwykłą pracę.
Wieść zwykłe życia.
Ale potwór zawsze jest w środku.
Czai się w ukryciu pod swoją zwykłą skórą.
Czekając na odpowiedni moment.
I gdy ten moment nadejdzie,
I kiedy on będzie mógł już się pokazać,
Będziesz zaskoczony.
Ale ja nie.
Ja będę gotowy.

― River Wild

Prolog

River
Osiem lat


Jest niedziela.
Nienawidzę niedziel.
W niedziele mama idzie na swoje cotygodniowe spotkanie klubu książki. W niedziele między piątą a siódmą po południu mamy nie ma w domu.
W niedziele między piątą a siódmą po południu on mnie krzywdzi.
Ale nie mogę powiedzieć o tym mamie.
Powiedział, że jeśli to zrobię, to ją też skrzywdzi. Stwierdził, że i tak nikt mi nie uwierzy. Ponieważ jest ważny.
Mój przybrany tatuś jest kimś, do kogo zwykli ludzie przychodzą, kiedy dzieje się im krzywda.
Jest policjantem.
Policjanci powinni być dobrzy.
Jednak on nie jest dobry.
Jest zły.
Jestem w ogrodzie z tyłu domu, bawię się nową piłką do koszykówki. Mama kupiła ją na moje ósme urodziny w zeszłym tygodniu.
Wyjechała pięć minut temu.
Wiem, co się stanie.
Niedługo on powie, że mam wejść do domu.
Będzie kazał mi robić rzeczy, których ja nie chcę robić.
Będzie robił mi rzeczy.
Rzucam piłką w stronę obręczy wiszącej z boku ściany garażu.
Wpada. Uderza o betonową podłogę – łup.
Podchodzę i ją podnoszę.
Znowu trafiam.
Łup.
– River, chodź do domu – woła mnie z kuchni.
Nienawidzę go.
Zamykam oczy.
Nie.
Piłka turla się do mnie i uderza o moją stopę.
– Teraz – warczy.
Wciągam do płuc powietrze. Otwieram oczy.
Podnoszę piłkę i przytulam ją do klatki piersiowej. Powoli wchodzę do środka, do kuchni.
Stoi przy blacie.
– Zamknij drzwi – rozkazuje mi.
Wykonuję jego polecenie. – Odwracam się i zamykam tylne drzwi.
– Chodź tu.
Nie chcę, proszę, nie zmuszaj mnie do tego.
– Żebym nie musiał się powtarzać. Wiesz, co się stanie, jeśli będę musiał to zrobić.
Odwracam się i podchodzę do niego. Zaczyna mnie boleć brzuch.
Mocniej przyciskam piłkę do klatki piersiowej.
Zatrzymuję się w odległości kilku kroków od miejsca, w którym stoi.
Nie patrzę na niego. Ale wiem, że on patrzy na mnie.
Wyciąga rękę i bierze ode mnie piłkę, a potem kładzie ją obok siebie na blacie. Jak zwykle znajdują się tam puste butelki po piwie.
Widzę jego pasek do broni, który też tam leży.
Jego broń nadal tam jest.
Nigdy jej tak nie zostawia. Zawsze jest w jego sejfie.
Czemu dzisiaj jest tutaj?
Moje serce zaczyna szybciej bić.
– Dzisiaj pogramy w inną grę, River.

Mój nowy tatuś podszedł i usiadł obok mnie na podłodze w moim pokoju.
Chcesz zagrać w grę, River?
W grę? zapytałem z podekscytowaniem. Uwielbiam grać w gry! Co to za gra?
Nachylił się bliżej mnie. Śmierdział piwem i potem. Nie podobał mi się ten zapach.
Cóż, to jest tajna gra wyszeptał. Tylko grzeczni chłopcy mogą w nią grać.
Jestem grzeczny! Pani Clarke mówi, że jestem najgrzeczniejszym chłopcem w jej klasie.
Pani Clarke była moją nauczycielką w pierwszej klasie. Lubiłem ją. Ładnie pachniała. Była też ładna, choć nie tak bardzo jak moja mama. Nikt nie był tak ładny jak moja mama.
Okej, ale jeśli zagramy w tę grę, to nie możesz powiedzieć o niej swojej mamie.
 Czemu nie?
Ponieważ to jest tajna gra. Taka, o której mamusie nie mogą wiedzieć.
Okej.
Obiecujesz?
Obiecuję. To jak nazywa się ta gra?

Zaczyna odpinać pasek od spodni.
Odwracam głowę. Wpatruję się w obrazek przyczepiony do lodówki. Narysowałem go w zeszły piątek w szkole dla mamy. Na obrazku jest szczeniaczek.
Bardzo chciałbym mieć szczeniaczka.
Słyszę metaliczny dźwięk, jaki wydaje sprzączka. Suwak zjeżdża na dół.
Zaczynam się trząść.
– River.
Proszę, nie każ mi tego robić.
Łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie.
Nagle czuję typowy dla niego zapach piwa i potu. Robi mi się niedobrze.
– Spójrz na mnie, mały.
Zmuszam się do odwrócenia głowy w jego kierunku. Wbijam wzrok w ścianę znajdującą się za nim. Nie mogę na niego patrzeć.
– Dzisiaj zrobimy coś innego.
Zamykam oczy.
– P-proszę… Nie-nie ch-chcę – szepczę. Wymierza mi policzek.
Zaczynam płakać.
Znowu mnie uderza, tym razem mocniej. Łapie mnie za twarz, palcami szczypiąc moje policzki.
– Otwieraj oczy, mały.
Robię, co mi każe. Z moich oczu płyną łzy.
– Skończ, kurwa, płakać. Tylko małe dzieci płaczą. Jesteś małym dzieckiem, River?
– N-nie.
– To przestań się zachowywać, jakbyś nim był. – Jego twarz jest czerwona. Oczy wybałuszone. Palcami ściska moje policzki, zadając mi jeszcze większy ból. – Zrobisz to, co ci każę, mały. Ponieważ jeśli tego nie zrobisz, to wiesz, co się stanie.

N-nie ch-chcę już grać w tę g-grę – wyszeptałem. N-nie podoba mi się.
– Wiesz, co się dzieje z chłopcami, którzy nie dotrzymują obietnic, River?
Pokręciłem głową.
Idą do więzienia i nigdy już nie widzą swoich mam.
Nie chcę iść do więzienia! Proszę, nie wysyłaj mnie do więzienia!
Nie zrobię tego, jeśli będziesz robił, co ci każę. Zrobisz dokładnie to, co powie ci tatuś, River?
 Spojrzałem w dół, na podłogę. Włosy wleciały mi do oczu. Zmokły od moich łez.
Tak, proszę pana  wyszeptałem.

– Co się wtedy stanie, River?
Zmuszam się do spojrzenia mu w oczy.
– Pójdę do więzienia. Już nigdy nie zobaczę mamy. Zostanie z tobą sama, a ty nie będziesz miał wyboru i będziesz musiał ją skrzywdzić.
Uśmiecha się. Przez to nienawidzę go jeszcze bardziej.
– Tego chcesz? Chcesz, żebym skrzywdził twoją mamę, River?
 Robię wdech.
– Nie, proszę pana.
– Tak myślałem.
Palcem sunie w dół mojego policzka. Zaciskam zęby.
– A teraz zamierzam usiąść przy stole kuchennym. Ty przyniesiesz mi piwo z lodówki. Kiedy skończę je pić, zacznie się nasza gra. Rozumiesz?
– Tak.
Odwracam się i podchodzę do lodówki. Moje dłonie drżą, gdy ją otwieram. Zaciskam je, żeby przestały. Wtedy sięgam do środka i wyjmuję z niej piwo znajdujące się na górnej półce. Zdejmuję kapsel, starając się odwlec to, co nieuniknione.
Obracam się i znowu zauważam jego broń.
Po prostu leży tam, na blacie.
Spoglądam na mojego przybranego tatę. Siedzi sobie na krześle przy stole.
Moim krześle.
Wyciągnął je spod stołu i odwrócił w moją stronę.
Ściągnął też spodnie. Ma na sobie tylko koszulę.
Moje wnętrzności się ściskają.
Butelka drży w dłoniach.
Znowu spoglądam na broń leżącą na blacie.
– Na co czekasz, mały? – warczy. – Chodź tu.

River, chodź tu. Jego dłoń uderzyła w łóżko, na którym siedział.
Łóżko mamy.
Nigdy mnie tu nie przyprowadzał, żeby grać w jego gry.
To zawsze działo się w moim pokoju.
Nie chciałem tego tu robić. Nie tutaj.
Dłonie zaczęły mi drżeć. Teraz często tak robiły. Głównie w niedziele. Zgiąłem palce, wbijając je w wewnętrzną stronę dłoni, dopóki nie zaczęła mnie boleć.
Teraz, River.
Podszedłem do łóżka i stanąłem naprzeciwko niego.
Uśmiechnął się.
Wbiłem paznokcie w skórę, głębiej.

– River, nie zamierzam się powtarzać! Chodź tutaj! Teraz!
– Nie! – krzyczę.
Tak jakby piorun uderzył w pokój.
Nigdy wcześniej mu nie odmówiłem. Moje całe ciało dygocze ze strachu.
Wstaje.
– Nie?
– Ja-ja…
– Masz odwagę mi odmówić, mały?
Otwieram usta, ale nie wydobywają się z nich żadne słowa. Serce bije mi tak szybko. Tak bardzo się boję. Wbijam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, w której nic nie trzymam, dopóki nie czuję, że pęka mi skóra.
Szybko spoglądam na broń leżącą na blacie.

River, czas na zabawę, a tatuś ma dla nas całkiem nową grę.

– Tak, właśnie, kurwa, myślałem. A teraz przywlecz tu swój tyłek, mały!
Zaciskam dłoń na butelce piwa. Podnoszę wzrok i patrzę mu w oczy.
– Nie – mówię znowu.
Przybiera kamienny wyraz twarzy. Przekrzywia głowę.
– Zmiana zasad, River. Jeśli jeszcze raz mi odmówisz, to zabiję twoją mamę, jak tylko wejdzie przez te drzwi. I zamiast pójść do więzienia… Zostaniesz tutaj, ze mną. Będziemy tu tylko ty i ja, sami, w tym domu. I zrobię z tobą, cokolwiek zechcę, kiedykolwiek zechcę. Pomyśl tylko… Będę mógł chować swoją pałkę policyjną w twojej kaburze każdego pieprzonego dnia, jeśli właśnie będę tego chciał. – Muska palcem swoje usta, uśmiechając się. – Tak właściwie, to ten pomysł bardziej mi się podoba… Więc może po prostu i tak zabiję twoją mamę…
– Nie! – krzyczę.
Wtedy piwo ląduje na podłodze, a jego broń w mojej dłoni.
Celuję w niego.
Na chwilę otwiera szeroko oczy. Potem zaczyna się śmiać.
Od tego dźwięku bolą mnie uszy.
– I co zamierzasz z tym zrobić, hę?
Moje dłonie drżą, jakby, jakby przechodziło przeze mnie trzęsienie ziemi. Broń jest taka ciężka.
– Ja-ja…
– Ja-ja – przedrzeźnia mnie. – Czego chcesz, mały? No, mów. – Przykłada dłoń do ucha, drwiąc ze mnie.
– Ch-chcę, żebyś wy-wyszedł! – krzyczę, unosząc pistolet wyżej. Bolą mnie ręce.
Przechyla głowę.
– Mam wyjść? Nie zamierzam, River. Nigdy cię nie zostawię. Jesteś moim wyjątkowym chłopcem. A tatuś kocha swojego wyjątkowego chłopca bardzo mocno.

 Jesteś taki wyjątkowy, River. Taki wyjątkowy. Czas zagrać w nową grę.

– Przestań! Po prostu przestań – wrzeszczę. Tak bardzo boli mnie głowa. Wszystko mnie boli. – Po prostu chcę, żebyś przestał! Zostaw mnie w spokoju!

Ja-ja j-już… N-nie ch-chcę więcej grać.
Złapał mnie za głowę i wepchnął ją w poduszkę.
Cicho. Psujesz zabawę.
Nie było tam powietrza. Nie mogłem oddychać.
Mamo, proszę, pomóż mi.
Puścił moją głowę. Odwróciłem ją na bok i łapczywie wciągnąłem powietrze.
Nie podoba mi się to, że przez ciebie musiałem to zrobić. Przeciągnął dłonią po moich włosach, przygładzając je. Teraz już będziesz grzecznym chłopcem?
Łza spłynęła po moim policzku.
Tak, proszę pana.

– Nie zastrzelisz mnie, River. Więc po prostu odłóż tą pieprzoną broń.
– Ja-ja…

Smród piwa…
Gorące łzy na mojej twarzy…
Nie mogę oddychać…
Boję się…
Niech to się skończy…

– Odłóż tę pieprzoną spluwę, ty gówniarzu! – krzyczy, robiąc krok w moją stronę.
– N-nie p-podchodź b-bliżej! – wrzeszczę. Unoszę broń jeszcze wyżej.
Bolą mnie od niej ręce.
Ale nie mogę jej odłożyć.
Jeśli ją odłożę, on… On mnie znowu skrzywdzi.
Skrzywdzi mamę.
Tak bardzo się boję.
Nie wiem, co robić.
– N-nie ch-chcę j-już się z tobą b-bawić! Proszę, po prostu zostaw mnie w spokoju!
– Po prostu zostaw mnie w spokoju! – przedrzeźnia mnie. – Przestań zachowywać się jak pieprzony mazgaj. Chłopcy robią takie rzeczy dla swoich tatusiów. To samo robiłem dla swojego tatusia, kiedy byłem w twoim wieku, i nie płakałem! Masz pojęcie, jak trudne jest moje życie, mały? Wychodzę tam każdego pieprzonego dnia, ryzykując swoje życie, zarabiając pieniądze, żebyś miał w co się ubrać i co włożyć do swojego niewdzięcznego brzucha! Więc teraz zrobisz to, co każe ci ojciec, i odłożysz tę broń!

Tak bardzo się boję…
Nie mogę oddychać…
Dobry chłopiec, River. Tatuś cię kocha. Tatuś tak bardzo cię kocha.

– Nie jesteś moim tatą! – krzyczę. – Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię! – Czuję, jak pistolet wysuwa mi się z dłoni. Łapię go mocniej.
Paf!
Moje ciało odskakuje do tyłu.
Mój przybrany tata… Stoi tam, wpatrując się we mnie. Przyciska dłonie do brzucha.
Odsuwa rękę. Na jego białej koszuli jest czerwona plama. Spogląda w dół i patrzy na nią.
– K-kurwa, postrzeliłeś mnie – zaczyna się jąkać. On nigdy się nie jąka. – Kurwa, zabiję cię! – Rzuca się do przodu.
Paf! Paf! Paf!
Mój przybrany tata leży na podłodze.
Wszędzie jest krew.
Pistolet wypada mi z rąk.
Spoglądam w górę i widzę, że mama stoi w drzwiach.
Wygląda na przerażoną. Zaczyna płakać.
– Co ty zrobiłeś, River? – szepcze.

Uratowałem nas, mamo. Uratowałem nas.







Komentarze

Popularne posty