[PATRONAT] Drugi fragment "Tylko żywi mogą umrzeć" D.B. Foryś




– Nie mogę tu zostać! – Dobiegłam do drzwi. Kilkukrotnie przekręciłam klucz w zamku. Szarpnęłam nerwowo za klamkę. Ani drgnęła, skurkowana. – Otwórzcie to!
– Zachowaj spokój, bo je rozwścieczysz! – warknął Remi, ale nie zwróciłam na niego najmniejszej uwagi. Byłam zbyt zajęta walką z mosiężnym uchwytem. Brakowało mi powietrza!
Nie umiałam się wydostać. Z bezsilności stanęłam plecami do wyjścia. Dopiero wtedy zauważyłam, że w pomieszczeniu szalał wiatr. Żyrandol kołysał się we wszystkie strony, firany falowały w powietrzu, niewielkie figurki i bibeloty spadały z mebli.
Wyostrzone zmysły szalały, pracując na najwyższych obrotach. Czułam, że jeśli szybko czegoś nie wymyślę, piekielna kreatura zamieszkująca moje ciało postanowi przejąć kontrolę. Nie chciałam tego. Doskoczyłam do okna, by w nim odnaleźć dla siebie ratunek. Jedyne, co osiągnęłam, to przerażenie na widok swojego odbicia w szkle. Sama wyglądałam jak zjawa. Chorobliwie blada cera i spierzchnięte wargi kontrastowały z coraz intensywniej błyszczącymi miodem tęczówkami. Zacisnęłam zęby, byle tylko nie pozwolić sobie na słabość.
– Opanuj się, wtedy przestaną! – krzyknął Remi.

Może bym go nawet posłuchała, gdyby niespodziewanie coś ciężkiego nie uderzyło mnie w głowę. Upadłam na ziemię. Próbowałam wstać, lecz jakaś nieznana siła sprawiła, że nie mogłam się poruszyć. Czułam dosłownie, jakbym skamieniała. Nie zdołałam wydusić ani jednego słowa. Zamknęłam oczy i starałam się skoncentrować na oddychaniu. 




Komentarze

Popularne posty