Trzeci rozdział "Raw" Belle Aurora




III
Lexi

Drzwi mojego mieszkania się otwierają i słyszę znajome głosy.
– Alexa, kochanie, jesteśmy! – To moja nieustraszona, pochodząca z Australii najlepsza przyjaciółka, Nicole Palmer. Gdzie jesteś? – woła.
– Pod prysznicem! – odkrzykuję z uśmiechem. – Zaraz wyjdę!
– Nie śpiesz się, kochana. Otworzymy sobie coś z bąbelkami i poczekamy na kanapie. – To David Allen, mój najlepszy przyjaciel. Jest wysoki, postawny, całkowicie uroczy i ku rozpaczy damskiej części populacji Sydney w stu procentach homoseksualny.
Gej z krwi i kości.
Co roku każe nam się malować, przebierać i brać razem z nim udział w paradzie gejów oraz lesbijek Mardi Gras. A ja co roku zapieram się rękami i nogami. Te przebrania są takie skąpe! Ale za każdym razem o dziwo po tym, jak docieramy już na miejsce, naprawdę świetnie się bawię. A świadomość, że wspieram przyjaciela, wystarcza mi, żeby tam iść.
Drzwi do łazienki się otwierają i Nikki mówi cicho:
– Hej, skarbie, powinnaś wiedzieć, że Dave i Phil wczoraj zerwali.
Z rękami we włosach, rozprowadzając pianę, wzdycham ciężko.
Niemożliwe!
David i Phil byli razem niemal od roku. Dave zauważył Phila na siłowni, na której ten drugi pracował jako trener personalny i namówił mnie, żebym zapisała się do niego na zajęcia, żeby zdobyć o nim jakieś informacje. Oczywiście zrobiłam to dla mojego przyjaciela. Jest taki uroczy, kiedy czegoś potrzebuje, że czasem trudno mu odmówić. Po trzech spotkaniach z Philem – po których moje ciało krzyczało z bólu – zaproponowałam mu wspólne wyjście. Nie żebym chciała. Co to to nie. Od samego początku wiedziałam, że był gejem.  W ogóle nie próbował ukrywać się z tym, że wodził wzrokiem za tyłkami innych facetów w trakcie ćwiczeń.
Co zaskakujące, Phil przyjął zaproszenie na lunch. Poznaliśmy się wtedy lepiej i doszłam do wniosku, że jest na tyle porządnym facetem, że może umawiać się z moim przyjacielem. I mu to powiedziałam. Zaśmiał się rozbawiony moją bezpośredniością, po czym odparł:
– Kochanie, a dlaczego sądzisz, że twój przyjaciel też mi się spodoba?
A ja uśmiechnęłam się niczym wariatka, klasnęłam w dłonie, a następnie wykrzyknęłam na środku kawiarni:
– Bo jest idealny!
Phil oraz Dave spotkali się dzień później. Zjedli razem kolację i Phil… cóż… tak jakby nigdy już nie opuścił domu Dave’a. Został adoptowany niczym szczeniak.
Byli razem super uroczą parą. Obaj wrażliwi i łaknący uczuć, karmili się nimi nawzajem i rozkwitali jak piękne kwiaty. Szczerze mówiąc, myślałam, że zostaną ze sobą na zawsze.
Ciągle z rękami w pianie, szepczę cicho:
– O nie! Biedny Dave! Co się stało?
Słyszę znajome skrzypnięcie, gdy przyjaciółka siada na koszu na brudne ubrania. Rozmowy w łazience to dla mnie i Nikki nic niezwykłego. Mieszkałyśmy razem podczas studiów, więc szybko zapomniałyśmy o wstydliwości. Wzdycha po chwili.
– Pokłócili się. Poważnie. Nie tak jak zwykle, wiesz? To była okropna kłótnia. W skrócie, Phil oskarżył Dave’a o zdradę.
Wzdycham ciężko kolejny raz.
– No co ty?! – wołam.
Nikki mówi niepewnie.
– W sumie, to nie tak dosłownie. Cóż, tak to odebrał Dave. – Eh, Dave jest bardzo uczuciowy. To do niego podobne. – Kazał Philowi spakować się i wyjść. Więc Phil to zrobił. A Dave siedział i na to patrzył. Teraz Dave jest smutny.
Jej krótkie, urocze wyjaśnienie sprawiło, że nagle wszystko stało się jasne. Dave zachowuje się czasem jak diwa.
– Dave chciał się pogodzić, ale Phil odmawia, zgadza się? Uniósł się tą paskudną, męską dumą, czego teraz żałuje, a my mamy na głowie jęczącego, rozemocjonowanego panikarza, który pewnie zdąży się upić, zanim wyjdę spod prysznica?
– Trafiony, zatopiony – potwierdza Nikki z rozbawieniem. – Wszystko się zgadza. Idealnie ci idzie czytanie między wierszami – stwierdza z zachwytem.
Parskam śmiechem.
– Nikki, przecież wiesz, gdzie pracuję. Codziennie jestem okłamywana! Te dzieciaki… są cwane jak diabli. Wiedzą, co chcesz usłyszeć, i z całych sił usiłują mnie nabrać, żeby żyć sobie beztrosko na ulicy bez szkoły i dozoru. Wierz mi, wolałabym nie umieć czytać między wierszami.
Ale muszę.
Skrzypnięcie kosza zdradza, że Nikki wstała.
– Wiem, skarbie. Ale jesteś w tym dobra. Te dzieciaki mogą teraz nie zdawać sobie z tego sprawy, ale mają szczęście, że na ciebie trafiły. Jestem z ciebie dumna. – Serce mi rośnie. Kocham tę kobietę. – A teraz pospiesz się, żebyśmy mogły nadzorować nasze własne dziecko ulicy.
Zostawia mnie, żebym w spokoju mogła nałożyć odżywkę, a moje myśli wędrują do poprzedniej nocy. Zanim pozwolę sobie tam wrócić, zaczynam nucić piosenkę, byle o tym nie myśleć. Po to i żeby moi przyjaciele nie zauważyli, że coś mnie dręczy.
Moje unikalne wykonanie Pony Ginuwine powinno załatwić sprawę. A kiedy mówię unikalne, mam na myśli to, że nie byłabym w stanie nie fałszować, nawet gdyby zależało od tego moje życie. Ale lubię śpiewać. Więc walić to. Będę fałszowała do woli.
Zakładam szlafrok, owijam włosy ręcznikiem, po czym idę do salonu połączonego z aneksem kuchennym. Zauważam Dave’a, który siedzi przygnębiony na kanapie, gapiąc się w przestrzeń, podczas gdy Nikki stojąca w aneksie prowadzi z nim jednostronną rozmowę. Widać, że nie golił się od przynajmniej dwóch dni. Dodatkowo ma przekrwione oczy, co jest wyraźną oznaką tego, jak bardzo wpłynęło na niego zerwanie. Upija łyk musującego wina, które trzyma w dłoni.
Biedactwo.
Podchodzę do niego bez słowa, wyjmuję mu wino z dłoni, odkładam je na stolik, po czym siadam mu na kolanach. Obejmuję go, a potem kładę głowę w zagłębieniu jego szyi.
Nikt nie rozumie Dave’a tak dobrze jak ja. Wiem, bo sam mi o tym powiedział. Wiem o tym również dlatego, że Dave ze mną rozmawia. Mówi mi rzeczy, o których nie mówi nikomu innemu. Jestem jego konfesjonałem. A on moją terapią.
Nasza przyjaźń jest dziwna, ale działa świetnie.
Kocham go jak brata. Żałuję, że nim nie jest. Tego, którym obdarował mnie Bóg, zostawiłam za sobą dawno temu. A był dobrym bratem. Takim, z którego siostry są dumne.
Pamiętam, jak w dzieciństwie zawsze dawał mi pierwszeństwo. Oddawał większą część przełamanej tabliczki czekolady. Opowiadał najlepsze i najstraszniejsze historie. Znajdował dla mnie czas. Tęsknię za nim.
Wiem, że Dave potrzebuje uwagi. Podobnie jak ja. Pragniemy uczuć niczym narkoman działki. Ale nigdy nie mówimy o tym na głos. Nasze twarde pancerze chronią nasze miękkie wnętrza.
Dave pociąga nosem. Czuję wilgoć na szyi. Pozwalam mu w ciszy wylewać swój żal. Po kilku minutach, gdy łzy mu się kończą, szepczę mu do ucha:
– Masz ochotę na kakao à la Lexi?
Kiwa głową, co czuję przy mojej szyi. Wyczuwam też jego uśmiech. Jest smutny, ale nie załamany. Damy radę.
Kakao Lexi to inaczej kakao z prądem. Moja specjalność. I wiem, że Dave je lubi.
Dużo czekolady. Dużo cynamonu. Dużo alkoholu.
Wstaję, idę do Nikki, a następnie wyciągam rondel, by podgrzać mleko. Dzwoni minutnik, a przyjaciółka z uśmiechem otwiera drzwiczki piekarnika. Zapach uderza we mnie niczym obuch. Odwracam się do niej, by wyszeptać z szeroko otwartymi oczami:
– Ciastka z podwójną czekoladą i masłem orzechowym?
Śmieje się przez nos, kładąc blachę na blacie.
– No raczej! Przy takiej okazji nie mogło być inaczej. Nie sądzisz?
To oczywiste.
Nie ma takiej okazji, przy której ciastka z podwójną czekoladą i masłem orzechowym byłyby niewłaściwe.
Chrzest, bar micwa, ślub, Ramadan, nadejście czterech jeźdźców apokalipsy, spotkanie AA, zmartwychwstanie Chrystusa, szczyt G8, spotkanie rodzinne… te ciasteczka nadałyby się na każdą z tych okazji. A ja mam interes w tym, by wymyślać te odpowiednie okoliczności, bo z Nikki jest twardy zawodnik. A mówiąc to, mam na myśli, że jest wredna! Potrafi być słodziakiem, ale nie kiedy chodzi o ciastka z podwójną czekoladą i masłem orzechowym.
Nie robi ich za często.
Chrząka, kiedy widzi, jak patrzę na jej wypieki niczym lis na kurę, która oddaliła się od kurnika. Gdy unoszę na nią wzrok, wskazuje na rondel w mojej dłoni.
Racja! Kakao Lexi! Robi się.
Może ten wieczór nie będzie taki trudny, jak myślałam. Tak mi się wydaje, dopóki Nikki nie marszczy brwi i nie podchodzi do mnie, bacznie mi się przyglądając. Wyciąga rękę, by pogładzić mnie po policzku, a potem po wardze.
– Skarbie? – szepcze cicho.
Cholera, cholera, cholera.
Policzki mi płoną, a ona przysuwa się, by lepiej mi się przyjrzeć. Zerka na Dave’a, po czym ciągnie mnie w róg kuchni i syczy:
– Mów.
No to zaczynamy festiwal szeptów.
– To nic takiego. Przysięgam. Nie rób afery. Nie chcę, by Dave się przejął.
– Jeśli chcesz, żebym nic nie mówiła, sugeruję, żebyś zaraz wyjaśniła, o co chodzi, żebym ja się nie przejmowała. Wtedy nie będzie potrzeby martwić naszego uroczego, ale smutnego przyjaciela – dodaje.
Walę ją w ramię, sycząc:
– Cii! Usłyszy cię! – Za nic mając mój dramatyzm, patrzy na mnie wyczekująco, stukając stopą. Poddaję się. – Okej, ale obiecaj, że nie ześwirujesz.
Jednak gdy tylko mówię jej, co się stało, oczywiście świruje. Odsuwa się z szeroko otwartymi oczami.
– Kto ci to zrobił? – szepcze głośno. – George? To był George, tak? Mówiłam, że nie chcę, żebyś mieszkała obok psychola!
George, mój bipolarny sąsiad, w życiu by mnie nie tknął. Facet mnie uwielbia! Jako że jestem opiekunką społeczną, w trakcie naszej pierwszej rozmowy od razu zwróciłam uwagę na jego zachowanie. Z pewnością nie przywykł do reakcji, jaka spotkała go ode mnie.
Przytuliłam go.
Powiedziałam George’owi, że pracowałam z wieloma ludźmi cierpiącymi na choroby psychiczne i że jeśli będzie miał atak paniki, może na mnie liczyć; wystarczy, że do mnie zadzwoni. Co robił wiele razy. A ja zawsze uspokajałam go i pomagałam wrócić do siebie. Nigdy nie zachowywał się wobec mnie agresywnie. Więc te słowa Nikki trochę mnie wkurzają.
Patrzę na nią spode łba.
– Nie mówi tak, Nikki! To nie w porządku, skarbie.
– Co takiego? – pyta poirytowana.
Gapię się na nią przez chwilę.
– Nie ulegaj stereotypom.
Unosi brwi, szepcząc:
– Jasna cholera, uległam, co? – Odsuwa się ze zmarszczonym czołem, wyraźnie zła na siebie. Przez co teraz ja czuję się okropnie.
Z westchnieniem ujmuję jej dłoń.
– Kochanie, później wszystko ci wyjaśnię, obiecuję. Ale teraz mam kakao do zrobienia, ty musisz wyłożyć ciastka, a potem trzeba wymyślić, co zrobić, żeby Dave odzyskał Phila. – Wskazuję na siebie, po czym mówię: ­– Co innego jest teraz priorytetem. – Przygląda mi się uważnie, więc dodaję: – Wyglądam jak wrak człowieka?
Przewraca oczami.
– No nie – przyznaje obrażonym tonem.
– No widzisz, Nikki. Priorytety. – Kiwa krótko głową. Czuję się zmuszona, by dodać: – Bo to, co mam ci do powiedzenia… to nic miłego.
Na jej twarzy pojawia się troska, ale szybko ją maskuje. Klaszcze w dłonie, otwiera lodówkę, wręcza mi mleko i rozkazuje:
– Do roboty, kobieto! Czekamy na kakao à la Lexi.
Między innymi dlatego kocham Nikki. Zna mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że porozmawiam z nią, gdy będę gotowa. A nie mamy przed sobą tajemnic.
Dlaczego więc zastanawiam się, jak skłamać, by wyjaśnić stan swojej twarzy?
Odsuwam na bok tę myśl i zabieram się za robienie swojego popisowego napoju. Wlewam do kubków parujące, gorące dobro. Kładę na tacy kakao oraz ciastka i idę z nimi do salonu, gdzie odkładam tacę na stolik.
Dave, nie patrząc na mnie, sięga po kubek. Automatycznie przykłada go do ust i upija łyk. Potem drugi, trzeci oraz czwarty. Dopiero wtedy wraca do życia.
– Cholera, dziewczyno. Nikt nie robi takiego kakao jak ty.
Uśmiecha się lekko, a kiedy unosi wzrok, na jego twarzy pojawia się zaskoczenie.
– Co ci się stało?
Kłamię niczym zawodowiec, wzruszając lekko ramionami:
– Potknęłam się na ostatnim schodku i pocałowałam beton. – Sapie, na co ja dodaję: – Średnio zabawne.
Dave chichocze.
– Cholera, Lex. Tylko tobie mogło się przytrafić coś takiego. Prawdziwa z ciebie łamaga.
Rozciągam w uśmiechu poranione wargi, zerkając na Nikki. Mruży oczy, przez co tracę pewność siebie. Odwracam na chwilę wzrok i biorę swój kubek.
– No dobrze. Moim zdaniem najpierw powinniśmy się zastanowić, jak Dave ma powiedzieć Philowi, że chce, by z powrotem się do niego wprowadził.
Dave uśmiecha się tak ciepło, tak szeroko, że nagle dociera do mnie, że ja również mam ludzi, z którymi mogę porozmawiać o swoich problemach. Zamieram na tę myśl.
Ludzie, z którymi mogę porozmawiać.
Porozmawiać.
Porozmawiać z nimi.
Porozmawiać z nimi o nim?
Nie zrozumieją.
Nie chcę, żeby zrozumieli.
Twitch jest mój. Tylko mój. I na razie chcę, żeby tak zostało.

*

Tej nocy otwieram oczy.
Rozszerzają się, kiedy ogarnia mnie niepokój.
A potem łagodnieją, gdy uśmiecham się sennie.
Opiera lekko rękę na moim biodrze, zachowując dystans.
Zamykam oczy i słucham jego spokojnego oddechu, gdy śpi.
Zanim zasypiam, myślę jeszcze: „wrócił”.

*

Gdy budzę się następnego ranka, Twitcha przy mnie nie ma. Znowu. Ale to już mnie nie zaskakuje, więc nie przejmuję się tak bardzo.
Coraz mniej myślę o tamtej nocy, a coraz więcej o moim wybawcy.
Moim zdystansowanym wybawcy.
Dociera do mnie, że celowo wychodzę na lunch do parku, bo mam nadzieję, że go zobaczę. I tak też jest i dzisiaj. Po kręgosłupie przebiega mi dreszcz rozpoznania, unoszę głowę, a wtedy go tam dostrzegam.
Dziś jest jednak inaczej niż zwykle. Jest inaczej, bo nie ma na głowie kaptura.
Gdy macham mu ręką z uśmiechem, czuję się, jakbym walnęła się ręką w czoło. Zawstydzona opuszczam szybko dłoń i patrzę, jak odwraca się, żeby szybko odejść.
Dostrzegam jednak uśmiech, który stara się ukryć.
Przygryzam wargę, by powstrzymać mój własny, po czym po raz kolejny wystawiam twarz do słońca.

*

Wyrwana ze snu, rozglądam się zdezorientowana. Wyczuwając ciałem coś ciepłego, oddycham głęboko. Dociera do mnie jego zapach..
Uwielbiam go.
Wtulając nos w jego szyję, czuję, jak porusza się w odpowiedzi i wyraźnie waha. Wstrzymuję oddech, a potem kładę dłoń na jego zakrytej koszulką klatce piersiowej. Nadal wyczuwam wahanie. Udając, że śpię, przerzucam nogę przez jego nogę i czuję, jak trzęsie się od bezgłośnego śmiechu.
Chcę, żeby mnie w końcu objął. By mocno mnie przytulił. Tak naprawdę pragnę, żeby wykonał jakiś ruch.
Ale nie robi tego.
– Śpij dalej – mruczy.
Nie jestem w stanie walczyć dłużej z uśmiechem.
– Słodkich snów, Twitch.
Powieki mi opadają. Przegrywam walkę ze snem, a mój upór jest tylko po to, by zapamiętać, jak to jest czuć przy sobie jego ciało.

*

Minęły trzy dni i każdy wyglądał tak samo. Co jest świetne, bo dzięki rutynie czuję się bezpiecznie. Jestem dzięki niej mniej nerwowa. Mój rozkład dnia wygląda mniej więcej tak:
·       Budzę się sama.
·       Czuję, jak Twitch obserwuje mnie w czasie lunchu. Czasem go na tym przyłapuję, czasem nie.
·       Wracam do domu, dostaję lekkiej paniki na parkingu.
·       Kładę się sama do łóżka. Budzę się w nocy w ramionach Twitcha.
I właśnie w tym momencie jestem teraz.
W ramionach Twitcha.
Dziś jest jednak nieco inaczej. Dziś wszedł ze mną pod kołdrę i zdjął T-shirt.
Moja głowa spoczywa na jego nagiej piersi, tulę go jak misia, nasze nogi są splecione. Gdy wyczuwa, że się budzę, przesuwa dłonie na moje plecy. Sunie palcami po ramieniu.
– Wszystko gra? – pyta.
Zastanawiam się przez chwilę. Czy wszystko gra?
Biorąc pod uwagę, że czuję ogień między nogami, a sutki mam tak twarde, że można by ciąć nimi szkło, powiedziałabym, że tak.
Pocieram policzek o jego pierś i wdycham głęboko jego zapach.
– Tak.
Jego palce zamierają na moich plecach, a uścisk się rozluźnia, gdy śpiącym głosem nakazuje:
– Śpij.
Ściskam go przez chwilę, po czym odprężam się.
Twitch nie mówi zbyt wiele. Nie musi. Jego ciało mówi za niego. I podoba mi się to, co mówi.

Zastanawiam się, czy pozwoli mi siebie zatrzymać. 





Komentarze

Popularne posty