Recenzja Jay Mclean „Więcej niż my”
Szkolny bal miał
być dla Mikayli niezapomniany. I taki był, jednak z zupełnie innych powodów,
niż chciała. W jedną noc dziewczyna straciła wszystkich, których kochała.
Świadkiem tragedii był Jake. To właśnie w nim Mikayla odnajduje wsparcie.
Serce, które zostało złamane i szansa, żeby je poskładać na nowo. Kiedy Mikayla
żegnała się z rodzicami przed wymarzonym balem na zakończenie liceum, nie
przypuszczała, że ten wieczór zrujnuje jej życie. Bajkowa noc zmieniła się w
prawdziwy koszmar. Dziewczyna utraciła wszystkich, których kochała. W zaledwie
kilka godzin jej cały świat się zawalił. Świadkiem jej nieszczęścia był nowo poznany chłopak, Jake. To właśnie on i jego
rodzina okazali jej wsparcie, którego tak potrzebowała. Czy w pustym sercu
Mikayli znajdzie się miejsce na miłość? Czy w jej sercu jest miejsce na WIĘCEJ?
„Więcej
niż my” Jay Mclean to kolejna nowość wydana przez Wydawnictwo Kobiece, która
dotarła do mnie tej jesieni. Zaprezentowany opis książki sprawił, że zaciekawiła
mnie historia Mikayli, dziewczyny, której świat legł w gruzach w jedną noc,
która miała być idealną zmieniła się w koszmar. Co takiego się wydarzyło, że
życie dziewczyny zmieniło się tak diametralnie? Czy zyska szansę na odbudowę
tego, co było dobre? A może stworzy coś zupełnie nowego? Czy szczęście po tak
wielkiej tragedii jest możliwe?
Szkolny
Bal miał być tym idealnym, a dzień wyjątkowym, na którym czekały wszystkie
nastolatki, w tym też Mikayla główna bohaterka książki „Więcej niż my”, marzyła
o spędzeniu wyjątkowego wieczoru ze swoim
chłopakiem Jamesem. Nie przypuszczała, że po raz ostatni widzi
najbliższych, rodzinny dom i jak wielka spotka ją tragedia. Strata boli i
dotyka każdego, czy to rozpadająca się przyjaźń, zrujnowany związek, śmierć
kogoś bliskiego, czworonożnego pupila, czy zgubiony przedmiot o silnej sentymentalnej
wartości. Nie z każdą można sobie poradzić, kiedy problem dotyka odczuwanych
emocji czujemy, jakbyśmy umierali w środku, czy uda nam się ponownie odrodzić?
W pogoni codziennej rutyny i nawału obowiązków nie mamy dla siebie czasu,
jesteśmy sfrustrowani, nerwowi i wiecznie zalatani. Kiedy ostatni raz
przytuliłeś kogoś bliskiego, albo powiedziałeś, że go kochasz? A gdybyś miał go
już więcej nie zobaczyć? Czy kłótnia z mamą, siostrą, czy ukochanym byłaby
najwłaściwszym pożegnaniem? Odrzucamy takie myśli, bo przecież nic złego nie
może się stać, a my mamy dużo czasu na naprawienie błędów, co będzie, jeśli go
zabraknie? Jeśli nie będzie już żadnego „dalej”, ani „potem”? Jay McLean
sprawia, że zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy staram się dobrze postępować,
czy gdyby teraz, w tym momencie nastąpiła w moim życiu taka drastyczna zmiana
zrobiłam wszystko, aby niczego nie żałować?
Ten
dzień, dla Mikayli był bardzo ciężki, nie tylko straciła chłopaka i
najlepszą przyjaciółkę, którzy za jej plecami ucięli sobie romans, który trwał
dwa lata, ale także rodzinę i dom, w którym dorastała. Przypadkowo świadkiem przyłapania
na zdradzie okazuje się Jake, chłopak o niesamowicie dobrym i wrażliwym sercu,
który postanawia wziąć roztrzęsioną dziewczynę pod swoje skrzydła. Proponuje
jej spędzenie czasu z jego znajomymi, Mikayla korzysta z tego zaproszenia chcąc
oderwać się od rozczarowania, które zaznała. Mogłoby się wydawać, że wieczór
jest uratowany, gdyby nie fakt, że po powrocie do domu świat dziewczyny wypadł
jej z rąk tucząc się w drobny mak. Dom płonie, a jej rodzice i dziewięcioletnia
siostra stracili życie, już nigdy ich nie zobaczy. Nie tylko została sama na
świecie, ale straciła wszystko, jedyne, co jej zostało to sukienka, w której
była na balu i Jake, który nie zamierzał zostawić jej z tym wszystkim zupełnie
samej.
Bez
wątpienia Jay Mclean porusza w swojej powieści bardzo trudne tematy, które się
skumulowały dotykając jedną kruchą istotę, która uczyła się, jak przetrwać, jak
zdobyć siłę. Oprócz żałoby i zdrady mamy tutaj ciężką walkę o siebie, o
zaufanie drugiemu człowiekowi. Chociaż
mam wrażenie, że taki bagaż doświadczeń, jaki spada na bohaterkę jest przekoloryzowany,
czy też mało realny, zważywszy na to, że obcy ludzie bez wahania ofiarowują jej
wszystko, bez udziału odpowiednich organizacji może nieco czytelnika skołować. Dziwnym
zachowaniem jest tez przyzwolenie rodziców chłopaka na to, aby sypiali ze sobą
w jednym łóżku rzucając uwagę, aby założył, co trzeba, na co trzeba i kiedy trzeba.
Czasami
irytowała mnie sama Mikayla, czym? Swoim niezdecydowaniem, grą w kotka i myszkę
z pobudzonym osiemnastoletnim chłopakiem, który zrobił dla niej tak wiele. Chciała
go, odpychała i igrała z pożądaniem, na jego konkretne pytania dotyczące
określenia tego, co ich łączy, czego chce, odpowiadała „nie wiem”. A kto ma to wiedzieć, hmm? Było mi żal Jake’a,
wiele musiał znosić, bo był naprawdę opiekuńczy i odpowiedzialny, jakby
pozbawiony był wad. No może miał jedną, zazdrość i drobne wybuchy złości, z
drugiej strony, nie mogłam się dziwić, skoro bohaterka lawirowała po równi pochyłej
swojego niezdecydowania. Zbyt wiele niedopowiedzeń, kłótni, które nie musiały
mieć miejsca, gdyby tylko odważyli się szczerze ze sobą porozmawiać.
Może
to właśnie ja spoglądam w ten sposób, dlatego, bo jestem starsza, literaturę
młodzieżową bardzo lubię i myślę, że „Więcej niż my” może się temu gronu
podobać, mimo wypisanych przeze mnie minusów. Książkę czyta się szybko, nie
jest zbyt obszerna, porusza ważne tematy, które sprawiają, że zatrzymałam się
przy nich na dłużej, rozważając swoje postępowanie, być może to jest silnym
przesłaniem autorki. Jestem ciekawa
drugiego tomu, dlatego chętnie po niego sięgnę, kiedy zostanie wydany
pamiętając o tym, że „kiedy rozpada się cały świat, tylko miłość może nas
ocalić”, a ona ma wiele obliczy.
Komentarze
Prześlij komentarz