Recenzja Adriana Locke „Zapisane w bliznach”


 Adriana Locke, bestsellerowa autorka „Poświęcenia”, wraca z niezwykle emocjonalną historią o miłości, odkrywaniu siebie i odkupieniu.
Siniaki znikają. Blizny pozostają jako świadectwo tego, że się żyło. Walczyło. Kochało.
Łatwo jest się zakochać. Z kolei odkochanie to najtrudniejsza rzecz na świecie. Elin i Ty Whitt są w tym beznadziejni…
Gdy lokalna gwiazda koszykówki uśmiechnęła się do Elin, było po niej. Tak łatwo przyszło jej zakochać się w ciemnowłosym bohaterze z czarującym uśmiechem i silnym, atletycznym ciałem. Aż uderza rzeczywistość. I robi to naprawdę mocno. Zakochanie się było zdecydowanie tą łatwą częścią. Patrzenie, jak to wszystko ulega rozpadowi, okazało się nie do zniesienia.
Gdy Ty wraca z nowo odnalezioną determinacją, by odzyskać rodzinę, Elin czuje się rozdarta przez walkę między przeszłością, a możliwością nowego startu. To mężczyzna, do którego należy jej serce. A zarazem jedyna osoba, która może sprawić jej niewyobrażalny ból.
Życie nie zawsze jest łatwe. Miłość nie jest dla wrażliwych. Ale życie wciąż czegoś uczy, a Ty i Elin, oboje poznaczeni bliznami, są tego najlepszym dowodem. Jednak w tych bliznach zapisana jest ich miłość, która albo zwiąże ich ze sobą… albo rozdzieli na zawsze.
   


Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Rok wydania:  2019
Format: Książka
Liczba stron: 372

„Zapisane w bliznach” Adrianay Locke jest pierwszą książką jej autorstwa, którą miałam okazję przeczytać. Muszę przyznać, że potrafi malować emocjami, które wylewały się ze stron jej powieści, początkowo nieco się obawiałam, że zetknę się z jakimś romansidłem, które skupi się na „kocha, nie kocha” i błądzeniu we mgle, tutaj czegoś takiego nie było. Historia Elin i Ty’a miała silne fundamenty, ale nawet one nie uchroniły ich przed popełnieniem życiowych błędów. Łatwo siedzi się, ocenia i obserwuje z boku, łatwo jest być oceniającym czytelnikiem, jednak, jakbym się zachowała na miejscu tej kobiety? Jakiego dokonałabym wyboru? Prawda jest taka, że nikt nie potrafi skrzywdzić cię mocniej niż ten, którego kocha się całym serem. 
Znaleźć tego ukochanego nie jest wcale łatwo, zakochać z tym bywa różnie, najtrudniejszym jednak jest to, aby ten związek utrzymać, walczyć o niego i trwać ponad wszystko. Rzeczywistość, codzienne trudy potrafią przytłoczyć i to na tyle mocno, że ta wzajemna nić porozumienia gdzieś zanika. Dawno nie czytałam książki, w której problemy głównych bohaterów rozpoczynają się po ślubie, nie przed nim, nie w szkole między nastolatkami, ale właśnie u dorosłych, dojrzałych bohaterów, którzy obiecali sobie być dla siebie wszystkim. Tylko, co jeśli to nie wystarcza?



Elin i Ty Whitt zakochali się w sobie już w liceum, on był lokalną gwiazdą koszykówki, a ją zauroczył jego uśmiech, to było to. Motylki w brzuchu, wielkie namiętności i pragnienie wspólnej przyszłości, która miała się malować w tylko jasnych barwach, a jeśli weszłoby w ich życie odrobinę szarości, wspólnie mieli sprawić, aby przybrała inną barwę. O taką miłość warto walczyć, prawda?  Z resztą, co mogłoby pójść nie tak? Otóż całkiem sporo. Dorosłe życie nie zawsze jest łatwe i przyjemne, kiedy zabraknie sił, a ludzie przestają dostrzegać jeszcze szansę dla siebie, przykro jest spoglądać jak coś tak pięknego z każdym dniem zaczyna przypominać ruiny, a przecież dawniej ten fundament był taki silny i stabilny. Co takiego się stało, że stabilizacja, w którą Elin wierzyła nagle okazałą się nic nie warta?
Małżeństwo od dawna stara się o powiększenie swojej rodziny, szczerze pragnie ich pierwszego potomka, niestety nie wszystko idzie po ich myśli. Długie próby okazują się bezowocne, kiedy w końcu decydują się na skorzystanie z invitro, które nie przynosi oczekiwanego skutku. Niestety brakuje im pieniędzy na kolejną próbę, co dodatkowo sprawia, że presja, w której się znajdują zdaje się zacieśniać. Ciągłe napięcie i frustracje nie pomagają nikomu, a zwłaszcza ludziom, którzy obwiniają się o taki stan, starając ze wszystkich sił, aby im się powiodło. Niestety nieszczęścia chodzą parami, pracujący w kopalni Ty ma wypadek, który sprawia, że silny mężczyzna zaczyna w siebie wątpić. Praca górnika jest bardzo niebezpieczna, każdy zjazd jest jedną wielką niewiadomą, nie można mieć pewności, jedynie nadzieję na bezpieczny powrót ukochanej osoby do domu. Mężczyzna podłamuje się i nie potrafi dalej trwać, jakby nic wielkiego się nie stało. Podejmuje błędną decyzję, której z pewnością będzie żałował. Nie potrafił spotkać wyzwaniom w swoim małżeństwie, może nie do końca zdając sobie z tego sprawę, że to może ich zniszczyć. Elin czuje, że ich małżeństwo przechodzi kryzys, ciągłe pretensje sprawiają, że tonie. Ty nie potrafił sobie poradzić z rehabilitacją i presją, marzenia o dziecku i niemożliwość jego posiadania to dla niego bardzo wiele, zwłaszcza, że nie potrafi dobrze zająć się swoją żoną. Mężczyzna znika pozostawiając za sobą Elin na kilka długich i przeraźliwie ciężkich tygodni, aby nabrać dystansu i przemyśleć kilka spraw, które nie dawały mu spokoju.  Sięga dna, aby znaleźć siłę, która pozwoli mu się od niego odbić i wrócić do domu. Do niej. Tylko, czy da mu szansę? Czy pozbiera swoje pogruchotane serce? Czy jest jeszcze co zbierać? Kiedy wszystko wokół nich się rozpada, a ich małżeństwo zostaje zniszczone, szukają sposobu na to, aby przetrwać, chociaż nie będzie to łatwe. Co się wydarzy? Czy zrezygnują zmęczeni potyczką czy będą walczyć do samego końca? Czy miłość naprawdę wystarczy, by przywrócić coś, co zostało złamane?



Cóż to była za książka! Pełna wzruszeń, emocji i prawdziwej przyjaźni. Kiedy sięgniecie po „Zapisane w bliznach” koniecznie zaopatrzcie się w pudełko chusteczek higienicznych, bez nich się nie obejdzie.  To nie tylko książka o mierzeniu się z problemami, ucieczce i walce z nałogiem, ale także historia o poświęceniu dla drugiego człowieka. Myślę, że małżeństwo Whitt miało takiego swojego anioła stróża, kiedy przeczytacie tą powieść przyznacie mi rację, był zawsze, kiedy zachodziła taka potrzeba, mówił to, co należało, co musiało zostać wysłuchane, aby naprostować pewne sprawy.  Takie było jego przeznaczenie, zrozumiałam to podczas pisania tej recenzji, kiedy tak zaczęłam wszystko analizować.
Adriana Locke potrafi pisać o emocjach, ludzkich słabościach i walce, którą się toczy z samym sobą, z tym lękiem, który zabrania podjęcia ryzyka. Z każdym przeczytanym akapitem słowa przenikną przez ciało odnajdując duszę, gdzie ich miejsce. Stworzyła fantastyczne postacie, rzeczywiste, pełne wad, które były gotowe zrobić dla siebie wszystko. Miłość nie musi być ani łatwa, ani doskonała, aby była silna, piękna i wartościowa. Potrafi niszczyć, nawet jeśli to chwila potrafi rozerwać nie tylko serce na kawałki, ale także duszę. Czasem trzeba upaść, stracić coś ważnego, aby zrozumieć, że dla pewnych wartości i osób warto zaryzykować.



Komentarze

  1. Czytałam inną recenzje tej książki, ale teraz jeszcze bardziej che ja przeczytać :)
    Pozdrawiam, Eli :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty